Pamiętam pod jakim olbrzymim wrażeniem byłem po seansie pierwszej części
"Kick-Ass" - film z miejsca kupił moje serce. Widziałem wyraźnie drobne niedociągnięcia, ale mimo tego nie ograniczały siły rażenia jaki miał ten film. Historia o ludziach, którym zamarzyło się bycie superbohaterami rodem z komiksów motywowała, ponieważ pokazywała zwykłych ludzi w kostiumach, którzy po prostu spełniają swoje marzenia. Do tego połączenie poczucia humoru z ilością przemocy - ujmujące. O pierwszej części pisałem zresztą na wcześniejszej inkarnacji tego bloga, zainteresowanych
tam odsyłam.
Dopiero po obejrzeniu filmu przeczytałem komiks, który prezentował trochę inną historię - był brutalniejszy i w tej brutalności bardzo dosłowny. Kiedy
pisałem na blogu o drugiej serii komiksowej, to obawiałem się czy uda się zrobić na jej podstawie film. Ilość przemocy i wulgarność obrazkowej historii tym razem zdawała się być nie do przeskoczenia, ale... udało się przenieść ją na duży ekran - film jest dobrą i wierną adaptacją, a jednak nie przekroczył granicy, która nie była przeszkodą dla duetu
John Romita Jr. &
Mark Millar - twórców komiksu.
Dave Lizewski (Aaron Taylor-Johnson) nie potrafi pozbyć się swojego stroju
Kick-Assa i chce powrócić na ulice aby chronić swoje miasto. Nigdy jednak nie był zbyt sprawnym obrońcą, jak pamiętamy w pierwszej części, więc udaje się na szkolenie do
Hit-Girl (Chloe Grace Moretz), która to jednak później nakryta przez swojego opiekuna
Marcusa (przyjaciela jej zmarłego ojca), obiecuje mu porzucić życie mściciela. Jako
Mindy Macready próbuje się zaadaptować do życia nastolatki, jednak idzie jej to z trudem i ciężko jej się przestawić na taki tryb życia. Dave w tym czasie przyłącza się do grupy Justice Forever, której przywódcą jest
Pułkownik Stars and Stripes (rewelacyjny
Jim Carrey) i z grupą superbohaterów rusza na ulice by walczyć z przestępczością.
Głównym szwarccharakterem zostaje oczywiście
Chris D`Amico (Christopher Mintz-Plasse), który to teraz zwie siebie
Motherfucker, ponieważ
Red Mist było jego superbohaterskim imieniem. Werbuje on armię super-złoczyńców, która ma stanąć naprzeciw Kick-Assa i reszty. Motherfucker jest cudownie groteskową postacią, która przyczynia się do wprowadzenia akcentów humorystycznych do filmu. Widać to np. w scenie kiedy napada na sklep i doznaje zawodu, że nie ma tam kamer -
"Skąd ludzie będą wiedzieć, że Motherfucker tu był?!". Jego asem w rękawie jest
Mother Russia - była agentka KGB, która jest zobrazowaniem stereotypów na temat naszych wschodnich sąsiadów.
Największą siłą
jedynki było kilka niezapomnianych scen, szczególnie z udziałem
Hit-Girl. Tutaj tych spektakularnych akcji jest mniej, ale zarazem zamaskowana Mindy, jak i wspomniana Rosjanka mogły się wykazać.
Film ma dobre tempo, zwroty akcji i dużo w nim jest akcentów humorystycznych. Warto wspomnieć o tym, że nie przedstawiono tu brutalnej sceny gwałtu, jaka miała miejsce w komiksie. W to miejsce umieszczono scenę z
Motherfuckerem, który tłumaczy nagły napad impotencji "brakiem nastroju". Mimo jednak wygładzenia fabuły, co było nieuniknione, to wciąż wiernie adaptuje drugą serię komiksów o domorosłych superbohaterach i super-złoczyńcach.
Można się przyczepić do pewnych kwestii realizacyjnych, ale podobnie jak w przypadku pierwszej części
"Kick-Ass" - to co otrzymujemy, to dobre kino akcji, pełne wulgaryzmów, przemocy i okraszone olbrzymią dawką humoru i autoironii. Kolejna udana zabawa z etosem superbohaterów. Jestem na tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz