Prolog


Szczypta Kultury to blog, który założyłem w styczniu 2007 r. w związku z chęcią pisania i opisywania moich wrażeń i odczuć odnośnie wszelkich tworów szeroko pojętej kultury i sztuki. Od początku istnienia bloga podkreślam, że moje wpisy mają charakter dosyć subiektywny, acz dążę też by jak najobiektywniej oceniać tematy, nad którymi się pastwię. W miarę prowadzenia bloga, mój styl pisania rozwijał się, zdobywając grono czytelników. W kwietniu 2012 r. zdecydowałem się przenieść bloga na platformę Blogger. Wcześniejsza jego postać dostępna jest do wglądu pod adresem: http://szczyptakultury.blog.onet.pl/, gdzie również zapraszam.

Ciastka

wtorek, 15 kwietnia 2014

Sztuka na wtorek: "Mężczyzna i kobieta", Edvard Munch, 1898 r.

Edvard Munch, "Mężczyzna i kobieta", olej na płótnie, 60,2 x 100 cm
Edvard Munch powiedział kiedyś, że "bez śmierci i cierpienia moja sztuka byłaby jak okręt bez steru". Kiedy artyści tego pokroju i dysponujący tego rodzaju flow, zabierają się za opisywanie na swoich płótnach seksualności i zmysłowości, to możemy spodziewać się co najmniej psychodelicznej wizji, nasączonej dużą ilością materiału dla wytrawnych psychoanalityków.
Obraz "Mężczyzna i kobieta" z pozoru wydaje się obrazem, gdzie widzimy intymną scenę dwojga kochanków, ale chwila... Mężczyzna podpiera głowę ręką zgiętą w łokciu. Układy rąk w obrazach Muncha mają niejednokrotnie spore znaczenie, przywołując chociażby słynny "Krzyk". Idąc tym tropem widzimy, że kobieta z jednej strony podpiera się na swoich kończynach górnych (co by znów nie użyć słowa "ręka"). Z jednej strony zaprasza mężczyznę do siebie, ale z drugiej jednak jej postura wydaje się być napięta.
Ponadto krwisto czerwona aura dookoła jej głowy zdradza typowe dla malarza obsesje. Kobieta z jednej strony zdaje się demoniczna, ale z drugiej to ona zdaje się czekać na mężczyznę, który w geście indolencji trzyma się za głowę. Jego zagubienie wzmaga ciemny cień nad jego głową, jakby myślami tworzył swoje własne brzemię. Postrzegając obraz w ten sposób, możemy dostrzec w mężczyźnie tego, który poprzez swoje własne obsesje i fobie stwarza z niewiasty demona. Możliwe, że to on jest siłą sprawczą walki, jaką jawi się w malarstwie Muncha seksualność.

U norweskiego malarza widzimy wiele naleciałości, które możemy zauważyć u Zdzisława Beksińskiego, polskiego twórcy obrazów - nazwijmy to - fatalistycznych. Lęk, samotność, doświadczenie śmierci (obaj stracili bliskich) i obsesje na jej punkcie, strach przed bliskością. Sporo czynników łączy tych dwóch twórców w tematach jakie podejmują w swojej twórczości.
Pozwoliłem sobie przyrównać luźno tych dwóch artystów, gdyż z którymś z obrazów Beksińskiego zamierzam zmierzyć się w przyszłym tygodniu. Postaram się też napisać więcej i opublikować wcześniej, co by nie musieć (zgodnie z genezą cyklu) łapać się z wpisem ledwo we wtorek.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Sztuka na wtorek: "Poeta (o wpół do czwartej)", Marc Chagall, 1911 r.

Marc Chagall, "Poeta (o wpół do czwartej)", olej na płótnie, 196 x 145 cm
Jest coś ulotnego w osobie i twórczości Marca Chagalla, co budzi jasne skojarzenia z poezją i niejednokrotnie takim tytułem naznacza się go jako malarza. Urodzony w biednej rodzinie, na terenach rosyjskich, artysta żydowskiego pochodzenia, który miotał się po świecie i zawsze był gdzieś trochę z boku. Nie jest to na pewno najlepszy przykład pełnego przystosowania się do miejsc i środowisk, gdzie przyszło mu żyć. Stąd nie dziwią skojarzenia z poetyckim etosem. Sam Chagall zresztą nie kwapił się do walki z takim wizerunkiem. W ramach dzisiejszego cyklu "Sztuka na wtorek" postanowiłem napisać o dziele "Poeta (o wpół do czwartej)" tego wybitnego malarza.
Obraz pochodzi z czasów, kiedy artysta mieszkał w Paryżu i był pod dużym wpływem i wrażeniem kubizmu. Widać wyraźnie charakterystyczne cechy jego malarstwa: zaburzenia proporcji, jaskrawość i kontrast kolorów, wykorzystywanie struktur geometrycznych jako środka do tworzenia metafor, odrealnienie świata. Malarstwo Chagalla inspirowało wszak wczesnych ekspresjonistów i było też jasną zapowiedzią surrealizmu.
Swoje dzieło malarz dedykował poecie Blaise Cendrarsowi, który to wcześniej określił go "geniuszem rozłupanym jak brzoskwinia" (ach, nie ma to jak komplementy od poety). Cóż widzimy na płótnie? Niewątpliwie właśnie poetę w całej okazałości. Siedzi sobie z kajecikiem, pisze, popija kawę. Jego głowa przewraca się do góry nogami - wszak jest zapewne pod wpływem odrealnionego natchnienia. Ten poetycki umysł wyzwala się spoza praw geometrii, które rządzą obrazem. Natomiast ramię poety liże kot - czy istnieje zwierzę bardziej inspirujące artystów? Rzecz jasna nie możemy pominąć butelki gorzały, która nachyla się nad piszącym wierszokletą - jasno komunikuje typową dla wszystkich artystów pokusę. W tytule obrazu zawarty jest też czas, kiedy to obserwujemy naszego bohatera. Jako jednostka poza rzeczywistością i indywiduum nieprzystosowane do codzienności - poeta pisze w środku nocy.

Może więc Marc Chagall nie miał tak do końca natury poety? Wiodąc wszak "poetyckie" życie nie dożyłby prawie 98 lat, zapisując się wielką czcionką w historii sztuki, nie tylko współczesnej.

sobota, 5 kwietnia 2014

"Salvation is free!" - realizuj swoje pasje!

Spokojnie, nie musicie się martwić. Nie zacznę pisać wpisy coachingowych i motywować do życia. Nie wiem czy do końca pozytywne zdanie mam też na temat takowych blogów. Zazwyczaj piszą je ludzie sukcesu i niekiedy zwykłemu ziomkowi, który np. jedzie tramwajem do chujowej pracy, to nie pomoże. Nie ukrywam, że lubię czytać czasem blog Michała Pasterskiego, czasem też Andrzej z jestKultura.pl coś przystępnego i motywującego napisze. No ale ja nie będę. Ja Wam opowiem krótko moją historię.
instagram.com/psychodelikatny
Angole i Amerykanie mają takie powiedzenie: gówno się zdarza, prawda? Ja nie jestem takim strasznym malkontentem - wbrew temu co myślą niektórzy moi znajomi. Ale czasem człowiek zaczyna pękać. Praca jest chujowo płatna i nie rozwija. Dziewczyna, którą mega polubiłeś, przestała się odzywać i jest w tym diabelnie konsekwentna. Znowu brakło paru złotych na paczkę ulubionego tytoniu. Ogólnie każdy zna takie stany, które przez niezależne zespoły naukowców i badaczy określane jednoznacznie są jako: chujnia z grzybnią.
Sprawia to, że zostajesz wybity kompletnie ze swojego stanu flow. Nabywasz zwyczaj westchnień ze słowami "kurwa mać" w myślach.
No i tak leżę sobie w ostatni czwartek i mam doła, słucham smutnych piosenek, grzebię palcem w pępku. Słuchałem sobie akurat kawałka "Dust in the wind" grupy Kansas i zobaczyłem w myślach smutny obraz. I nagle patrzę na stolik, gdzie leży blok techniczny, ołówki i cienkopisy. Zerwałem się i zacząłem rysować. Zajęło mi to 3 minuty, wrzuciłem zdjęcie rysunku na mojego Instagrama i szczerze nie pamiętam jak dawno nic mi nie sprawiło tak olbrzymiej przyjemności, odczułem olbrzymią radość. Słońce przebiło się przez chmury. No i rysuję dalej, zdjęcia rysunków umieszczam na Insta. Myślę nad powrotem do rysowania komiksów, założeniem bloga rysunkowego. Nowe koncepcje, dalej i do przodu.

Piszę to ponieważ każdy i każda z Was ma gdzieś w sobie to samo coś, co napędza i czasem ciężko się przemóc - wiadomo. Ale ten moment kiedy zerwiesz się z łóżka i zrobisz to czego pragniesz jest piękny - to jak zbawienie, za życia. Tytuł tego wpisu to cytat z piosenki The Cranberries. Trochę Wam ściemniłem - zbawienie nie jest całkiem za darmo. Blok, cienkopisy i ołówki to koszt kilkunastu złotych, ale czy nie wydajesz więcej wieczorem w knajpie, płacząc nad swoim życiem?
Praca przyjdzie lepsza. Są też inne dziewczyny. Raz można zapalić gorszy tytoń. Sam bym sobie nie dał rady, ale już ja i moje cienkopisy razem jesteśmy nierozjebywalni. Życzę Wam, moi drodzy, znalezienia swojej niszy i miejsca szczęśliwego (locus amoenus) w tym grajdole zwanym życiem.

Prywata:
- Chciałbym podziękować Pawłowi Bieleckiemu, którego poznałem tydzień temu (znaliśmy się wcześniej z Twittera). Tak horrendalnie odkręceni ludzie bardzo inspirują i pokazują skąd brać energię - z samego siebie. Dzięki, ziom!
- Chciałbym też przeprosić Rocha Urbaniaka, mojego przyjaciela, który jest malarzem. Wyjeżdżając, pożyczyłeś mi swój wypas laptop bym se pograł w South Park, ale nie wiem czy uda mi się oderwać od rysowania. Obiecuję jutro już grać na pewno!

wtorek, 1 kwietnia 2014

Sztuka na wtorek: "Nocne marki", Edward Hopper, 1942 r.

W zeszłym tygodniu wystartowałem z cyklem "Sztuka na wtorek" i pisałem o "Kochankach" Magritte`a, który jest jednym z moich ulubionych obrazów. Nie miałem wtedy pomysłu odnośnie kolejnego dzieła, które będę chciał przedstawić. Z początku myślałem by znalazł się tu jakiś obraz Gigera. Konieczność odnoszenia się do motywów fallicznych niewątpliwie dałaby sporą liczbę wyświetleń. Zdecydowałem się jednak napisać o innym dziele, które jest cholernie fascynujące i po stokroć "reinterpretowane" w popkulturze i w tzw. internetach (Nighthawks Forever - polecam). Mam tu na myśli "Nocne marki" (lub "Nocne jastrzębie", ang. "Nighthawks"), który to obraz popełnił Edward Hopper.
Edward Hopper "Nocne marki" (ang. "Nighthawks"), olej na płótnie, 84,1 x 152,4 cm
Na obrazie widzimy typową amerykańską restaurację, czy też knajpę nocną i cztery osoby w niej siedzące. Wliczając barmana. Miejsce oraz ludzie znajdują się po prawej stronie całego kadru. Lokal jest oświetlony, a ciemność poza nim oraz pustka na ulicach jasno dają do zrozumienia, że pora jest już dosyć późna. Tytuł obrazu wszak jasno wskazuje z kim mamy do czynienia. Lub też z jakim zjawiskiem. Myślę, że większość z nas ma problemy ze snem, zwłaszcza weekendową porą. Przesiadujemy w lokalach otwartych do późna. Z ludźmi, z którymi właśnie łączy nas ten pewien rodzaj samotności. Może poznamy kogoś, z kim spędzimy resztę nocy. Ale i tak za kilka dni wrócimy do tego lokalu. Lub innego. Bo jak widać na obrazie: nie ma drzwi wejściowych (i wyjściowych zarazem)
Edward Hopper w swoim malarstwie przedstawiał obraz amerykańskiej metropolii. Biura, sklepy, hotele przewijały się przez jego płótna, a wśród nich ludzie: zazwyczaj anonimowi dla siebie nawzajem i jakby nieobecni. Cały ten ekosystem był jednak zaskakująco pogodzony ze swym losem i wyrażał milczące przyzwolenie. Tak jak ci ludzie w lokalu.

Korzystając z okazji i z racji, że plasuje się to w temacie: chciałbym pozdrowić wszystkich uczestników sobotniej konferencji Blog Experts, jak i afterparty w Pauzie połączonego z krakowskim TweetUpem. Nawet nie będę próbował wymieniać wszystkich, ale każdemu z osobna dziękuję właśnie za wspólną zabawę w takie "Nocne marki" :)