Prolog


Szczypta Kultury to blog, który założyłem w styczniu 2007 r. w związku z chęcią pisania i opisywania moich wrażeń i odczuć odnośnie wszelkich tworów szeroko pojętej kultury i sztuki. Od początku istnienia bloga podkreślam, że moje wpisy mają charakter dosyć subiektywny, acz dążę też by jak najobiektywniej oceniać tematy, nad którymi się pastwię. W miarę prowadzenia bloga, mój styl pisania rozwijał się, zdobywając grono czytelników. W kwietniu 2012 r. zdecydowałem się przenieść bloga na platformę Blogger. Wcześniejsza jego postać dostępna jest do wglądu pod adresem: http://szczyptakultury.blog.onet.pl/, gdzie również zapraszam.

Ciastka

czwartek, 3 maja 2012

"Once" (2006)

Całkiem niedawno na kanale drugim TVP udało mi się załapać na film w popularnej serii "Kocham Kino". Tym filmem był "Once" właśnie. Widziałem w swoim życiu filmów całkiem sporo i myślę też, że dosyć zróżnicowanych gatunkowo. Ten jednak ujął mnie swoją formą, na swój sposób przewrotną i taką w najbardziej klasycznych ramach rozumianą "ładnością" jakkolwiek niefortunnie i nieprofesjonalnie to może brzmieć.
źródło
Jest sobie koleś (tak, to też istotne - nie poznajemy imienia bohatera), który grywa na ulicy na gitarze popołudniami i wieczorami a za dnia pomaga ojcu naprawiać odkurzacze w rodzinnym warsztacie. Ma złamane serce i wciąż myśli o byłej dziewczynie, która mieszka w Londynie. Spotyka on któregoś wieczora młodą, bardzo otwartą dziewczynę, która jest zainteresowana jego muzyką. Sama jest czeską emigrantką i mieszka wraz z matką i córeczką w biedniejszej dzielnicy Dublina.
Para zaprzyjaźnia się. To co ich łączy to muzyka. Dziewczyna motywuje go by zebrać zespół i nagrać demo. Razem dzielą się swoimi utworami. I tu dochodzimy do sedna, czyli tego czym ten film jest faktycznie.
Glen HansardMarkéta Irglová (odtwórcy głównych ról) faktycznie są muzykami i jest to główna część ich działalności artystycznej. Film, który otrzymujemy, owszem, opowiada o relacji dwojga ludzi w ciężkiej sytuacji uczuciowej, też społecznej. Nie da się ukryć - otrzymujemy tu historię pewnej zażyłości, w zasadzie nawet miłości, ale tak naprawdę film opowiada o muzyce. I to co mnie urzekło jest tym, iż upakowano tu możliwie jak najwięcej muzyki równocześnie nie czyniąc z niego tzw. musicalu za którymi raczej średnio przepadam. Bohaterowie słuchają wzajem swoich piosenek, nagrywają w studiu albo też są one tłem dla innych scen. Film mówi muzyką. Fabuła staje się tłem i ubarwiaczem, takim jakim przeważnie bywa muzyka właśnie. Piękna zamiana ról.
Co do ciekawostek - piosenka "Falling slowly" zdobyła Oscara a filmowa para zaczęła po filmie muzyczną współpracę tworząc duet The Swell Seasons.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz