Prolog


Szczypta Kultury to blog, który założyłem w styczniu 2007 r. w związku z chęcią pisania i opisywania moich wrażeń i odczuć odnośnie wszelkich tworów szeroko pojętej kultury i sztuki. Od początku istnienia bloga podkreślam, że moje wpisy mają charakter dosyć subiektywny, acz dążę też by jak najobiektywniej oceniać tematy, nad którymi się pastwię. W miarę prowadzenia bloga, mój styl pisania rozwijał się, zdobywając grono czytelników. W kwietniu 2012 r. zdecydowałem się przenieść bloga na platformę Blogger. Wcześniejsza jego postać dostępna jest do wglądu pod adresem: http://szczyptakultury.blog.onet.pl/, gdzie również zapraszam.

Ciastka

sobota, 5 kwietnia 2014

"Salvation is free!" - realizuj swoje pasje!

Spokojnie, nie musicie się martwić. Nie zacznę pisać wpisy coachingowych i motywować do życia. Nie wiem czy do końca pozytywne zdanie mam też na temat takowych blogów. Zazwyczaj piszą je ludzie sukcesu i niekiedy zwykłemu ziomkowi, który np. jedzie tramwajem do chujowej pracy, to nie pomoże. Nie ukrywam, że lubię czytać czasem blog Michała Pasterskiego, czasem też Andrzej z jestKultura.pl coś przystępnego i motywującego napisze. No ale ja nie będę. Ja Wam opowiem krótko moją historię.
instagram.com/psychodelikatny
Angole i Amerykanie mają takie powiedzenie: gówno się zdarza, prawda? Ja nie jestem takim strasznym malkontentem - wbrew temu co myślą niektórzy moi znajomi. Ale czasem człowiek zaczyna pękać. Praca jest chujowo płatna i nie rozwija. Dziewczyna, którą mega polubiłeś, przestała się odzywać i jest w tym diabelnie konsekwentna. Znowu brakło paru złotych na paczkę ulubionego tytoniu. Ogólnie każdy zna takie stany, które przez niezależne zespoły naukowców i badaczy określane jednoznacznie są jako: chujnia z grzybnią.
Sprawia to, że zostajesz wybity kompletnie ze swojego stanu flow. Nabywasz zwyczaj westchnień ze słowami "kurwa mać" w myślach.
No i tak leżę sobie w ostatni czwartek i mam doła, słucham smutnych piosenek, grzebię palcem w pępku. Słuchałem sobie akurat kawałka "Dust in the wind" grupy Kansas i zobaczyłem w myślach smutny obraz. I nagle patrzę na stolik, gdzie leży blok techniczny, ołówki i cienkopisy. Zerwałem się i zacząłem rysować. Zajęło mi to 3 minuty, wrzuciłem zdjęcie rysunku na mojego Instagrama i szczerze nie pamiętam jak dawno nic mi nie sprawiło tak olbrzymiej przyjemności, odczułem olbrzymią radość. Słońce przebiło się przez chmury. No i rysuję dalej, zdjęcia rysunków umieszczam na Insta. Myślę nad powrotem do rysowania komiksów, założeniem bloga rysunkowego. Nowe koncepcje, dalej i do przodu.

Piszę to ponieważ każdy i każda z Was ma gdzieś w sobie to samo coś, co napędza i czasem ciężko się przemóc - wiadomo. Ale ten moment kiedy zerwiesz się z łóżka i zrobisz to czego pragniesz jest piękny - to jak zbawienie, za życia. Tytuł tego wpisu to cytat z piosenki The Cranberries. Trochę Wam ściemniłem - zbawienie nie jest całkiem za darmo. Blok, cienkopisy i ołówki to koszt kilkunastu złotych, ale czy nie wydajesz więcej wieczorem w knajpie, płacząc nad swoim życiem?
Praca przyjdzie lepsza. Są też inne dziewczyny. Raz można zapalić gorszy tytoń. Sam bym sobie nie dał rady, ale już ja i moje cienkopisy razem jesteśmy nierozjebywalni. Życzę Wam, moi drodzy, znalezienia swojej niszy i miejsca szczęśliwego (locus amoenus) w tym grajdole zwanym życiem.

Prywata:
- Chciałbym podziękować Pawłowi Bieleckiemu, którego poznałem tydzień temu (znaliśmy się wcześniej z Twittera). Tak horrendalnie odkręceni ludzie bardzo inspirują i pokazują skąd brać energię - z samego siebie. Dzięki, ziom!
- Chciałbym też przeprosić Rocha Urbaniaka, mojego przyjaciela, który jest malarzem. Wyjeżdżając, pożyczyłeś mi swój wypas laptop bym se pograł w South Park, ale nie wiem czy uda mi się oderwać od rysowania. Obiecuję jutro już grać na pewno!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz