Prolog


Szczypta Kultury to blog, który założyłem w styczniu 2007 r. w związku z chęcią pisania i opisywania moich wrażeń i odczuć odnośnie wszelkich tworów szeroko pojętej kultury i sztuki. Od początku istnienia bloga podkreślam, że moje wpisy mają charakter dosyć subiektywny, acz dążę też by jak najobiektywniej oceniać tematy, nad którymi się pastwię. W miarę prowadzenia bloga, mój styl pisania rozwijał się, zdobywając grono czytelników. W kwietniu 2012 r. zdecydowałem się przenieść bloga na platformę Blogger. Wcześniejsza jego postać dostępna jest do wglądu pod adresem: http://szczyptakultury.blog.onet.pl/, gdzie również zapraszam.

Ciastka

wtorek, 26 listopada 2013

"Oceniaj mnie, niech jad strumieniami leje się!"

źródło
Jakieś 15 lat temu Kasia Nosowska wespół z Kazikiem Staszewskim nagrali utwór "Zoil", którego refren wybrałem na tytuł tego wpisu. Utwór miał być odwetem na Robercie Leszczyńskim, którego recenzja debiutanckiego albumu wokalistki Hey nie spodobała się jej. Lider Kultu wprawdzie odcinał się od pobudek artystki, ale nie w tym rzecz.
Przypomniałem sobie o tym utworze niedawno, gdyż zacząłem się zastanawiać nad samą kwestią oceny i ewaluowania np. muzyki, a bardziej w gruncie rzeczy nad wiarygodnością takich ocen. Skłoniła mnie do tego wizyta w serwisie Rate Your Music (popularnie zwanym RYMem). W skrócie: jak sama nazwa wskazuje - serwis pozwala na ocenianie i recenzowanie albumów muzycznych. Zaszedłem tam szukając co nieco informacji o albumach polskiego duetu Niwea. Zaczęło mnie jednak zastanawiać i doszedłem do wniosku, że odbiorcy muzyki Bąkowskiego i Szczęsnego to niekoniecznie są osoby, które korzystają z tego rodzaju serwisów. Sami rozumiecie: awangarda, raczej głębsza alternatywa i tak trochę "poza internetowy" klimat. Faktycznie: oba albumy zbyt wysokiej noty nie otrzymały na RYMie. Jak jest więc wiarygodność serwisu?

Jakiś czas temu, wraz z momentem premiery oczekiwanego "Reflektora" grupy Arcade Fire, zauważyłem masowe zachwyty nad tym albumem wśród moich znajomych na facebooku. Jakby nie patrzeć: promocja i marketing albumu hulał od miesięcy, wraz z kampaniami outdoorowymi. Napięcie rosło i wiadomym było, że premiera płyty będzie czymś ważnym. Polski Newsweek zdążył ochrzcić zespół "największym na świecie". A do tego po premierze znajomi zachwalali, więc z wypiekami na twarzy puściłem sobie nowe wydawnictwo Arcade Fire na Spotify i... zacząłem się bać, że mój zmysł muzyczny się stępił wraz z wiekiem. Usłyszałem bowiem bardzo średnią muzykę. Zwłaszcza bardzo średnią, jeśli mówimy o zespole, który w swojej karierze popełnił taki album jak "Funeral". Martwiąc się o swoje uszy i pchany ciekawością zacząłem zgłębiać temat. Co musiałem uczynić? Odwołać się do autorytetu.

Udałem się więc na stronę serwisu Pitchfork i sięgnąłem po tamtejszą recenzję albumu. No jak byk - piszą, że genialny (9,2/10). Pocieszyła mnie natomiast recenzja "Reflektora" na polskim Screenagers, która była dużo bardziej zachowawcza (7/10) a ponadto reszta redakcji oceniła album dużo niżej. Prawdziwego katharsis natomiast doświadczyłem czytając recenzję nowego wydawnictwa Arcade Fire na Porcysie. Była ona najbliższa moim własnym odczuciom, które zupełnie nie odpowiadały na hype, który urósł w mediach (jak i wśród znajomych) po premierze.
Co chciałem Wam przekazać za pośrednictwem tej akurat historii? Jeśli chcę poznać czyjąś opinię na temat muzyki, to udaję się na któryś (albo na wszystkie) z wymienionych portali. Mimo, że mogą się różnić w ocenach, to jednak wiem, że ludzie, którzy tam piszą, są dobrze zaznajomieni z muzyką, a zęby zjedli na wielu gatunkach i wielu wykonawcach. Jestem bardziej skłonny sięgnąć po album, który został rzetelnie zrecenzowany (choć i takie rzeczy się zdarzały np. na Porcysie...) i ma wysoką notę.

Autorytetem może też być ktoś z Twoich znajomych, jeśli przysłowiowo "się zna" i wiele razy podzielaliście opinię na temat ocenianego dzieła, bez względu czy była to płyta, film, książka lub przedstawienie teatralne. Mechanizm działa też w drugą stronę. Mam przyjaciółkę Iwonę, która nie lubi jednego z moich ulubionych filmów, czyli "Melancholii". Wiem zatem, że jej negatywna opinia na podobne produkcje mnie nie zniechęci do ich obejrzenia.

Bo to wszystko tak naprawdę jest kwestią gustu!

Zamiast przykładać zbytnią wagę do średniej z ocen masowych na RYMie, IMDb, Filmwebie i podobnych serwisach, lepiej jest się odwołać do źródeł z którymi się utożsamiasz (czy są to poważane strony, czasopisma, czy znajomi). Najlepiej natomiast jest mieć swoje własne zdanie, które nie zmieni się po przeczytaniu recenzji, ani też nie będzie jej bezmyślną kalką.

A Wy? Jakie serwisy najczęściej odwiedzacie? Jakie macie podejście do recenzowania i ocen?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz